piątek, 23 stycznia 2015

Dlaczego nie jestem księżniczką

Moja córcia obudziła się wczoraj i natychmiast poinformowała mnie, że musi ale to absolutnie musi mieć różowe pantofelki bo jest księżniczką.
- Ubierz kapciuszki - poprosiłam, gdy wstała z łóżka
- mamo, ale to nie są pantofelki - odpowiedziała księżniczka
- Córeńko, możemy udawać, że są. Popatrz, ja je teraz zaczaruję i będą różowymi pantofelkami. Czary mary, niech się kapciuszki zmienią w różowe pantofelki księżniczki.
- To nadal są kapcie mama.
- Ale są ciepłe i nie zmarzną Ci nóżki - próbowałam negocjować
-Oj mama, prawdziwe księżniczki nie noszą kapci z futerkiem tylko różowe pantofelki - nie dawała za wygraną.
- Ubierzesz różowe kozaki jak pójdziemy na spacer i będziemy udawały, że to są różowe pantofelki.
- Mama, ogarnij się. Księżniczki mają pantofelki z klockiem* a nie takie kozaki.
No i wszystko jasne. Ja nade wszystko uwielbiam baleriny.

*klocek - obcas w kształcie słupka


sobota, 17 stycznia 2015

Potwór

Mamy jak pewnie każda rodzina swoje powiedzenia, przezwiska, określenia. I tak oto mąż mój został jakiś czas temu "ochrzczony" przez nas słodkim przezwiskiem "potwora z Norwegii". Żartujemy sobie obie z córcią dość często używając tego zwrotu - ot, taki wyraz miłości ;)
Od kilku lat jest już tradycją robienie przeze mnie kalendarzy dla najbliższych z użyciem zdjęć, przywołujących dla obdarowywanych miłe wspomnienia. Tak było i tym razem, gdy przygotowałam dla męża kalendarz pełen zdjęć naszej córci, wyłamałam się jednak w kwestii okładki zamieszczając tam wyjątkowo zdjęcie nasze (moje i męża a właściwie wtedy jeszcze nie-męża). I tak oto leży on sobie (kalendarz, nie mąż) pachnący farbą drukarską na stole, gdy nasza córeńka wchodzi do pokoju. Jedno spojrzenie i już jest przy stole. Spogląda na okładkę i z tych małych, kochanych usteczek pada słodziutkie:
-O! Jest i drugi potwór!
Kocham Cię córciu!

Jajko mądrzejsze od kury :)


Zapytało się mię dziecię me (a jakże) gdzie mieszka mikołaj (a i o gwiazdora, co to w naszym domu przynosi prezenty nie zapomniała).
- W niebie - odpowiedziałam
- Razem z aniołami? - upewniła się moja spadkobierczyni
- Tak córciu.
- I patrzy na mnie z góry?
- Oczywiście kochanie. I widzi czy byłaś grzeczna przez cały rok - dodałam zadowolona z siebie.
Jakiś miesiąc z okładem później lecimy sobie z moją córcią samolotem, wzbijamy się gładko do góry i podziwiamy nasze miasto z lotu ptaka. Powoli wszystko staje się coraz mniejsze aż znika zupełnie za chmurami. Moje dziecko jak zawsze z nosem przy szybie kontempluje podróż. Spoglądam i ja: cudny dywan z chmur pod nami, słońce jak malowane - po prostu bajka. W tej chwili moja córeczka odwraca głowę w moją stronę i głosem nie znoszącym sprzeciwu stwierdza:
- No i nie widzę tu żadnego Mikołaja ani Gwiazdora mamo...
A wystarczyło powiedzieć, że w Laponii ;)