niedziela, 4 grudnia 2016

Berek

Niedzielne, leniwe popołudnie. Odwiedzamy ukochanego przez Tosię dziadka Chacha*. Ponieważ Boże Narodzenie za pasem, przywiozłyśmy ze sobą pudełeczko własnoręcznie upieczonych przez młodą ciasteczek migdałowych. Opowieściom z procesu pieczenia nie ma końca, dziadek ogląda i smakuje przepięknie przyozdobione wypieki. Czekam z niecierpliwością aż Tosia zarządzi w co się będą za chwilę bawili - berek albo chowanie - obie zabawy nie nudzą jej się nigdy, a dziadek mimo swojego szacownego wieku staje na wysokości zadania. Piskom, krzykom i szaleństwom nie ma wtedy końca.
Nie czekam zbyt długo.
- Berek - moje dziecko "klepie" w ramię dziadka i błyskawicznie znika w drugim pokoju.
Apogeum szaleństwa nastało. Mam parę chwil dla siebie, odpalam internety, choć trudno się skupić w takich warunkach. Przeglądam pocztę ale i co chwila zerkam na moje roześmiane dziecko, przemieszczające się po małym mieszkanku dziadka z prędkością światła. W pewnym momencie widzę znajome mi objawy, a że Tosia w takich sytuacjach nie ma czasu na bzdury stanowczo zarządzam:
- Tosia, proszę natychmiast do toalety!
Młoda chyba już naprawdę jest całkowicie zdominowana przez własny pęcherz bo bez oporów wykonuje polecenie, krzycząc po drodze:
- Mamo, pomóż bo się zesikam!
Lecę do toalety - szlag trafił zimę i wszystkie warstwy ochronne na człowieku - zanim się uda z tego wyplątać - mijają wieki. Jest. Siedzi. I zanim zdążę coś powiedzieć, ona z bananem na twarzy stwierdza:
- No i berek się posikał

*dziadek Stachu 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz