poniedziałek, 1 czerwca 2015

Globtroterka

Międzylądowanie we Frankfurcie. Czekamy na samolot do Polski - ponad 4 godziny przerwy. Z czterolatką, która wstała o 4 rano, po 6 godzinach snu. Nie ma letko ;-) Szukamy lotniskowego placu zabaw - jedynej szansy na pozostanie przy zdrowych zmysłach. Jest! Nieduży, wyposażony w huśtawkę - konika, drewniany samochodzik, lornetkę na stelażu obracającym się wokół własnej osi i .... taaaadaaaaaam! ATRAPĘ SAMOLOTU! Z kabiną pilota i zjeżdżalnią zamiast ogona. Będzie się działo ;-)

Moje dziecko w siódmym niebie. Po chwili na placu jest więcej dzieciaków - różnych narodowości, kontrastowego koloru skóry, w innym wieku - ale nic nie jest przeszkodą w zabawie gdy warunki, że ... klękajcie narody ;-) Udziela mi się nastrój Antosi - mam czas dla siebie! No chyba, że nie mam???
- Mamo, jest taki kraj Smarkacze?
O żesz! Zdawałam maturę z geografii jakieś ...dzieścia lat z ogonkiem temu, ale tyle się chyba nie zmieniło przez te parę dni? ;-) Chwytam się starej, harcerskiej metody i zadaję pytanie pomocnicze:
- A gdzie słyszałaś o nim  Antosiu? - pytam nieśmiało
- Nasze chłopaki grali tam zimą w piłkę i zdobyli medal. A potem spotkałyśmy ich tu na lotnisku we Frankfurcie
- To Katar córeńko! - odpowiadam
- No przecież mówiłam, że Katar - z wyrzutem odpowiada moja córcia




.... diamentową kulą dostaniesz między oczy .... ;-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz