poniedziałek, 16 lutego 2015

O poranku...

Od września chodzimy do przedszkola - ot, jak tysiące innych maluchów. I jak zapewne większość co rano odprawiamy rytuał pokrótce nazywany "pobudka" - każda mama doskonale to zna. Proszenie, gilgotanie, przytulanie, wymyślanie różnych historyjek - to normalne sposoby na wyciągnięcie z łóżka. Czasami płacz, zazwyczaj niechęć do wstawania tak wcześnie a tu człowiek się spieszy bo praca, obowiązki... Życie. Pocieszające jest to, że takiemu wyrwanemu o poranku z cieplutkiego łóżeczka maluchowi szybko wieczorem wyczerpują się baterie - no, przynajmniej czasami ;-)
Poniedziałkowy ranek, trudny - bo po dwóch dniach bez najbardziej znienawidzonego przedmiotu zwanego budzikiem - polka galopka zaczyna się od nowa.
- Antosiu, wstań kochanie - proszę
Zero odpowiedzi, córcia ostentacyjnie przewraca się na drugi bok.
- Kochanie, wstań proszę, idziemy do przedszkola.
Nadal zero odpowiedzi tylko dość energicznym ruchem prawej ręki mojego dziecka kołdra ląduje na jej głowie - to też już rutyna. Nie tracę zimnej krwi, w końcu dziś dopiero poniedziałek ;-)
- Tosieńko, żabko, wstań - czeka na Ciebie śniadanko - nie poddaję się
- Mamo, ogarnę się trochę i dopiero wstanę a nie tak od razu - słyszę spod kołdry i po raz kolejny widzę jak moje dziecko spokojnie przewraca się na drugi bok...
I jak tu jej nie kochać? ;-)

1 komentarz:

  1. Dobrze mówi :) Dorosły też zazwyczaj przeciąga rankiem moment opuszczenie wygodnego łóżka tak długo, jak tylko może :)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń